: Chronologia : Jak to było : Zdjęcia : Napisz do nas : Zamów biuletyn |
JAK TO BYŁO ...
Jesienią 1980 roku podczas jednego z treningów z regatowcami na akwenie Wisły
Śmiałej wypatrzyłem na terenie przystani rybackiej w Górkach Wschodnich stary
drewniany kuter rybacki. Stał tam już od lat. Widać było na pierwszy rzut oka,
że od dłuższego czasu nie był eksploatowany; opuszczony, cały w płatach odpadającej
farby, nie widać było na nim życia tak typowego dla tych jednostek. Z ciekawości
dobiłem motorówką do jego burty, kuter rzeczywiście był opuszczony. Zwiedziłem
go trochę, posiedziałem na burcie i powróciłem do przystani. Za kilka dni historia
się powtórzyła, coś mnie ciągnęło do tego starego kutra. Tak było jeszcze
kilka razy, aż pewnego dnia podczas kolejnej wizyty spotkałem jednego z miejscowych
rybaków, trochę porozmawialiśmy o kutrze, a na koniec dowiedziałem się że jego
właściciel Pan Lewandowski nosi się z zamiarem sprzedaży kutra, ponieważ ze
względów zdrowotnych nie może dalej uprawiać rybołóstwa.
Ta wiadomość mnie zelektryzowała, nie potrafiłem myśleć o niczym innym przez
następne dni, a w tydzień póżniej byłem już jego właścicielem.
Razem z Jankiem Wagnerem (bratem słynnego Władysława Wagnera) i Kubą Pankowskim przyprowadziliśmy kuter do przystani Akademickiego Klubu Morskiego w Górkach Zachodnich i w ten oto sposób miałem swoją zabawkę na miejscu. Wracałem do domu pełen sprzecznych uczuć czy aby postąpiłem dobrze kupując kuter, musiałem z kimś porozmawiać na ten temat. W ten sposób trafiłem do domu Alicji i Andrzeja Sochaja, zastałem ich przy kolacji. W godzinę później wychodziłem w daleko lepszym nastroju dzwigając pod pachą nowy zegar okrętowy - pierwszy podarunek na kuter. Zegar służy mi do dziś, Andrzej zaś wiele pomógł mi w budowie, a potem gdy wszystko było gotowe przeżeglował ze mną całą pierwszą 6 letnią wyprawę. Budowa a właściwie odbudowa trwała przez następne długie lata. Prace przebiegały ze zmiennym szczęściem, postęp robót zależny był od wielu rzeczy począwszy od pieniędzy i materiałów a skończywszy na fachowcach. Najcięższym czasem odbudowy był początek roku 1984, kiedy w pożarze hangaru spłonęły zgromadzone tam materiały oraz wykonane już elementy pokładu a także silnik i klasyczny, bardzo ładny drewniany bączek. Znalazłem sie z powrotem w punkcie wyjścia, i jakby tego było mało straciłem pracę. Bliski byłem decyzji, aby wyciągnąć spychaczem drewniany kadłub jachtu na środek placu i spalić. Byłem w głębokiej rozterce czy to uczynić i w zasadzie w podjęciu decyzji pomógł mi przypadek... |
| 1 | 2 | następna >>> |
Copyrights 1998-2009 (c) Mirek Wąsowicz - All Rights Reserved |