Strona główna Antica Wyprawa dookoła Świata
     
historia 1980-1991 | horn 1998-2000 | śladami polaków 2003-2004
 
 
: Przebieg rejsu

: Mapa

: Wspomnienia

: Galeria

: Księga Gości

: Napisz do nas


: Zamów biuletyn
   


ZAGŁADA MIASTA RABAUL - Archipelag Wysp Bismarcka
Jerzy Wąsowicz

18 października 1994 roku, po blisko pięciu miesiącach spędzonych na penetrowaniu uroczych zakątków południowej części Wielkiej Rafy Koralowej oraz po dziesięciu szalonych dniach przygotowań, wyruszyliśmy z Brisbane w Australii na spotkanie czegoś, co w historii całej naszej sześcioletniej wyprawy miało okazać się czymś bardzo wyjątkowym. Rzeczywistość następnych kilku miesięcy pokazała, że był to dla nas okres najciekawszy i najbardziej fascynujący.

Wyruszamy więc na północ, mając do dyspozycji pięć i pół miesiąca czasu na przepłynięcie prawie 5000 mil morskich, a przed sobą kilka archipelagów i jeden z najmniej cywilizowanych zakątków naszego świata. Jedynie co budzi nasze obawy, to rozpoczynający się właśnie sezon huraganów w tym regionie i największe nasilenie malarii na Papui Nowej Gwinei. W pierwszych dniach stycznia 1995 roku jesteśmy jeszcze w porcie Gizo, małym, sennym i zakurzonym tropikalnym miasteczku na wyspie o tej samej nazwie, w północnej prowincji archipelagu Wysp Salomona.

Mamy potężny problem z zaopatrzeniem "Antiki" w wodę i paliwo. Na wieść, że chcemy kupić 500 litrów wody wszyscy krajowcy łapią się za głowę. Nie pozostaje nic innego jak płynąć na sąsiednią wyspę Kolombamgara, do luterańskiej misji Varanga, gdzie otrzymujemy pełne zbiorniki wody z rzeki więc musimy ją trochę chlorować. Po paliwo musimy się cofnąć aż 30 mil morskich do Nora, japońskiej bazy naprawczej floty rybackiej. Dopiero po załatwieniu tych problemów możemy ruszać w dalszą drogę. Portem przeznaczenia jest Rabaul - stolica archipelagu Wysp Bismarcka. Wiemy, że miasto to nie istnieje już od kilku miesięcy, wiemy, że zostało zniszczone i zasypane popiołem w wyniku erupcji dwóch wulkanów położonych w sąsiedztwie tego miasta. Do pokonania mamy około 300 mil morskich. Wiatr albo przeciwny, albo go wcale nie ma, płyniemy więc na silniku i 13 stycznia nocą wchodzimy w gardziel cieśniny St. George. Wiatr stężał i jest przeciwny, księżyc co chwila wychyla się zza szybko pędzących chmur, tworząc teatralnie drapieżną scenerię i tak ponurej cieśniny. Po godzinie żeglugi natykamy się na "łachy" pływającego pumeksu, pierwszego namacalnego sąsiedztwa czynnych wulkanów. Z chrzęstem przepychamy się przez przeszkody. Od czasu do czasu dociera do nas również silny zapach siarkowodoru.

Po całonocnej żegludze, o świcie mijamy przylądek Gazelle i wchodzimy do Zatoki Blanche. Zamglony i zadymiony horyzont nie pozwala nam jeszcze niczego dojrzeć. Posuwamy się wzdłuż południowego brzegu zatoki. Na wybrzeżu widnieją jakieś rozwalone szczątki betonowych fortyfikacji, jak się później dowiedzieliśmy była to pozostałość po Japończykach, którzy okupowali te wyspy podczas II wojny światowej. Powoli z mgły odkrywają się przed nami najpierw statki na redzie, a w chwilę później zabudowania niewielkiego miasteczka i portu Kokopo. Szybko dochodzimy do wniosku, że musi to być przystań zastępcza po zamknięciu portu w Rabaulu. Stajemy na kotwicy, jak najbliżej brzegu. Godzinę później, po sklarowaniu jachtu, lądujemy na plaży, aby załatwić formalności związane z odprawą graniczną. Odbywa się to dosyć szybko i nareszcie mamy czas, aby rozejrzeć się nieco po okolicy.


   
: Saga rodu Mastersów

: Zagłada miasta Rabaul

: Z Gladstone do Vanuatu

: Z Guadalcanal do Darwin cz. I

: Z Guadalcanal do Darwin cz. II

: Z Guadalcanal do Darwin cz. III

: Z Guadalcanal do Darwin cz. IV

 
     
| 1 | 2 | 3 | następna »
       
               
  Copyrights 1998-2009 (c) Mirek Wąsowicz - All Rights Reserved